Na stronie „o mnie” napisałem:
„kiedyś poczułem, że czas zadbać o siebie. Bieganie wciąż za tymi samymi rzeczami nie sprawiało mi radości, a ze zdrowiem było nie najlepiej. I wtedy pojawiły się pierwsze, obce dla mnie wtedy, tematy, które powoli zaczęły mnie wciągać”.
No właśnie. To mi przypomniało ten moment, w którym, zacząłem trafiać na „dziwnych” ludzi prowadzących „dziwne” rozmowy na „dziwne” tematy.
Pamiętam, że zacząłem chodzić na jogę. Hatha joga, sala pełna młodziaków i ja, po urazie kolana, nie dawałem rady siadać na piętach, a w siadzie skrzyżnym moje kolana prawie zasłaniały mi prowadzącego…
Po dwóch miesiącach się poddałem. Było za trudno i za nudno, jak mi się wtedy wydawało.
Po kilku dniach od ostatniej jogi wpadłem do wielkiego salonu z książkami po konkretny tytuł. Już nie pamiętam po co, ale wiem, że książka była mi potrzebna.
I wtedy właśnie w oczy wpadł mi dziwny tytuł. Reiki. Nic mi nie mówił, z niczym się nie kojarzył. No, może z czymś orientalnym, ale mogłaby to być chwytliwa nazwa na etykiecie jakiegoś piwa.
No, ale wyszedłem z książką pod pachą.
I tak teraz myślę, że gdybym wtedy, 17 lat temu, nie wyciągnął „ręki po reiki”, to mógłbym nie robić tego, co robię. Dla siebie. I dla innych.
Kurs Reiki, na jesieni 2002 roku, był pierwszym spotkaniem z czymś kompletnie innym, niż robiłem do tej pory.
Przez wiele miesięcy ćwiczyłem, praktykowałem, po raz pierwszy w życiu poczułem ciepło w dłoniach…
To było ważne doświadczenie nie tylko jako początek „czegoś innego”. Ono było ważne, bo zaufałem i posłuchałem intuicji, temu małemu przebłyskowi, który pojawił się wtedy, kiedy błąkałem się między książkowymi regałami.
Dzięki intuicji znalazłem nauczycielkę jogi – z ogłoszenia o czymś zupełnie innym, i tak wróciłem do zmagań na macie, tyle że nie jest to Hatha joga 🙂
Reiki już zapomniałem i nie robię, ale dzięki takim przebłyskom pojawiali się w moim życiu ludzie, którzy wpływali, swoim doświadczeniem i historiami, pośrednio i bezpośrednio na moje wybory.
I kolejna myśl – czasami trudno o taki przebłysk, kiedy jestem zaganiany i zakręcony na jakimś działaniu. Na szczęście pamiętam dobrze, co się kiedyś wydarzyło i jak mocno mnie zmieniło.
I jak czasami odpuszczam, to zbliżam się do takiego momentu, kiedy coś „klika” i mogę poczuć w ciele, że to może być TO…
Masz podobnie?