Nasz umysł się nudzi.
Kiedy po raz kolejny ćwiczymy to samo lub używamy tej samej piłki czy rolki do masażu, głowa potrafi zaprotestować i trudno wtedy zrobić cokolwiek.
Co wtedy?
Rzucić się na nowe!!
A tym nowym może być na przykład baaaaardzo ciekawy sprzęt/gadżet, jakim jest „przyrząd do masażu Thera Cane”.
To moje „nowe” jest już stare, bo mam go od sześciu lat co najmniej i przynajmniej dwa razy w tygodniu go używam, ale właśnie wziąłem go do ręki i stąd pomysł na wpis…
Ale nie będzie w nim dosłownych pomysłów na korzystanie, bo jest to świetnie opisane w internecie; to raczej kilka zdań, które może nakłonią Cię do zakupu 🙂
To, na co warto zwrócić uwagę, to jego kształt (już wiesz, dlaczego paproć na fotce) i idąca za nim funkcjonalność w sensie ilości „wypustek”, czyli możliwości dotarcia do rejonów, do których nie dotrzemy piłką czy rolką.
Tymi wszystkimi dłuższymi i krótszymi wypustkami można po prostu uciskać/naciskać i przytrzymywać przez kilka sekund, ale też można je delikatnie przesuwać po ciele i z tego robi się już całkiem przyjemny masaż.
A jeśli nie masz za dużo czasu albo nie chce Ci się kłaść na podłodze na piłce albo rolce, możesz użyć go na siedząco albo stojąco!
I na pewno jest jednym z niewielu sprzętów pozwalających na masowanie pleców, a szczególnie okolic ramion/karku i naszego przeciążonego mięśnia czworobocznego…
Zachęcam Cię do wrzucenia w wyszukiwarkę hasła Thera Cane – zobaczysz naprawdę sporą ilość patentów na wykorzystanie go do automasażu, w formie zdjęć, tablic, rysunków ale też filmów!
Tego sprzętu, obok różnego rodzaju piłek, używają także Clair i Amber Daviesowie w znanej i genialnej książce: „Terapia punktów spustowych. Praktyczny podręcznik”.
Mam nadzieję, że kiedyś ten sprzęt zagości w Twoim domu 🙂 a jeśli masz jakieś pytania albo chcesz wypróbować na sobie mojego T. Cane’a, odezwij się…
Do zobaczenia!